piątek, 28 lutego 2014

Potyczki z komputerem

Dziś oddałam wreszcie ofertę na konkurs o dotację.Straciłam na to wiele czasu i nerwów,mam nadzieję,że następnym razem pójdzie lepiej.Myślałam,że umiem pisać na komputerze,tymczasem przy wypełnianiu formularza ciągle wyskakiwały mi jakieś niespodzianki,dlatego zajęło to tyle czasu.Ręcznie zrobiłabym to 5 razy szybciej.Chyba muszę zapisać się na jakiś kurs.Nareszcie mogę robić to,co chcę,a nie- co muszę.Aż dziwnie się z tym czuję.
Następny tydzień znów wypełniony po brzegi.We wtorek przyjdą goście,więc już w poniedziałek trzeba coś przygotować.W środę urządzanie wystawy,w czwartek zebranie,w piątek wernisaż.Ale  takie sprawy mnie nie męczą.Najbardziej się denerwuję,kiedy nie umiem czegoś zrobić.Namalowałam w przerwach między poszczególnym etapami walki z komputerem obraz na majową wystawę z okazji Dnia Matki. Dla odprężenia.Nie jestem tak zupełnie z niego zadowolona,ale mam jeszcze dużo czasu na poprawki.Dziś zaczęłam następny-wg dzieła Pino Daeni.Jego kobiety są zachwycąjące.Nie mogę się doczekać jutra,żeby malować przy dziennym świetle.Na razie mam podmalówkę.Czeka mnie jeszcze jedna przyjemność - spotkanie z Bożenką i babskie pogaduchy.Poniedziałkowe pichcenie dla gości to też przyjemność.Może podam jakieś przepisy ze zdjęciami.
Szydełko musi poczekać,trochę mnie już znudziło.Teraz chętnie bym zrobiła jakiś patchworkowy obraz,ale na to muszę mieć spokojny dzień,bez żadnych innych planowanych zajęć.
Oto moje najnowsze dzieła:
Cyklameny,które dostałam na urodziny

Obraz na Dzień Matki

A to zaproszenie na wystawę,które wykonałam sama.Nie jest to może dzieło wysokich lotów,ale moje pierwsze,zrobione w programie paint.

wtorek, 25 lutego 2014

Szydełkowy ślimak i tancerka.

Nastawiłam się na malowanie,niedługo zabraknie  blejtramów.Skończyłam tancerkę-może przyda się na wystawę dla Romów,jeśli dojdzie do skutku.Znalazłam dużo zdjęć tancerek-flamenco,balet,tańce towarzyskie.Bardzo ciekawy temat,ale odkładam to na później.Teraz mam na sztaludze matkę z dzieckiem-na majową wystawę -i cyklameny,które dostałam na urodziny.Musiałam się pośpieszyć,żeby nie zwiędły.
Dziś niewiele zrobiłam,musiałam iść na zebranie w sprawie dotacji.Majowy plener potwierdzony,poza tym będą jednodniowe warsztaty przy Domu Pomocy Społecznej "Na skarpie"(bardzo ładny teren,widok na Wisłę) i przy Pałacu Bursztynowym.Zrobiłam zdjęcia do małego kursiku na szydełkowego "ślimaczka"ale nie wszystkie wyszły.Myślę,że jakoś sobie poradzicie.
Na pętelce z nitki robię 8 półsłupków

zamykam w kółeczko

dowiązuję nitkę w innym kolorze(to zdjęcie nie wyszło)i przerabiam półsłupki,aż dojdę prawie do pierwszego koloru

znów kawałek pierwszym kolorem

i tak na zmianę aż uzyskam odpowiedni rozmiar

Na początku przerabiam półsł.bez nawijania,potem półsł.z 1 nawinięciem,dalej słupki 1 raz nawijane

I gotowe.Można ozdobić jeszcze oczkami "rakowymi".Pokażę następnym razem.Szydełko wkłuwałam pod tylną nitkę.

A to tańcząca Cyganka.Cyklamenów na razie nie pokażę,nie zrobiłam zdjęcia.
Miłego szydełkowania.

piątek, 21 lutego 2014

Robótki przy kuchni.

Uff...Jestem wykończona.Wczoraj byłam w urzędzie-jeszcze w sprawie dotacji,potem ugotowałam wielki gar bigosu,który uwielbiam.Najbardziej lubię taki świeży,nie odgrzewany,podjadam prosto z garnka,a potem oczywiście narzekam,bo wątroba cierpi.Chociaż nie robię teraz takiego,jak dawniej,kiedy dodawało się dużo tłustych mięs.Mój bigos jest delikatny,niezbyt kwaśny,z dużą ilością suszonych grzybów(własnoręcznie zebranych) i z chudym mięskiem.No ale za dużo było tego podjadania,to trzeba odpokutować.Pod wieczór przyjechał mój syn z rodziną-zatrzymali się po drodze na ferie,dziś odjechali.A ja zrobiłam jeszcze torcik i schab w galarecie na jutro(urodziny). Jeszcze jakieś sałatki i może pieczeń?A potem będzie odchudzanie,koniec ze świętowaniem.Ach nie,jeszcze tłusty czwartek i Dzień Kobiet.Dobrze,że latem będą tylko ryby,grzyby i jagody.
Przez ostatnich kilka dni zajmowałam się malowaniem,ale w przerwach trochę szydełkowałam.Mam już plecy i prawie połowę przodu sweterka.Tylko chyba już po zimie.Ale latem też się przyda na chłodne wieczory.W technice freeform chyba najbardziej efektowne są kółka wykonane słupkami nawijanymi-nie wiem,jak się nazywają po polsku,bo nauczyłam się je dziergać z rosyjskiej stronki.Tam też znalazłam radę ,jak ułatwić sobie przeciąganie nitki przez te wszystkie nawinięcia-ja przeważnie nawijam 6-8 razy.Używam do tego dużej,tkackiej igły.
Na początek 3 lub 4 oczka łańcuszka,zależy,jak wysoki ma być słupek

Igłę przykładam do szydełka

Nawijam nitkę dowolną ilość razy na szydełko razem z igłą

Odchylam igłę,żeby nie przeszkadzała,wkłuwam szydełko w plsł.poprzedniego rzędu(tego nie widać na zdjęciu)nawijam nitkę i przeciągam przez wszystkie nawinięcia"po igle".Haczyk szydełka powinien być zwrócony w stronę igły,żeby nie zaczepiał o włóczkę.Teraz można już wyjąc igłę. 

Przeciągam nitkę przez 2 oczka,które mam na szydełku.Jeszcze jedno o.łańc.i powtarzamy,aż wyjdzie kółeczko.

Tyle już zrobiłam.Następnym razem pokażę,jak zrobić dwukolorowego "ślimaczka".

wtorek, 18 lutego 2014

Byle do wiosny

Dziś był dobry dzień.Sprzedałam  w galerii internetowej"Katedrę wieczorem".Dowiedziałam się,że moją "Ulicę w deszczu" kupiła na aukcji charytatywnej pani posłanka X.Co prawda korzyści finansowych żadnych,ale jest satysfakcja i kop do dalszej pracy.Prawie skończyłam akt,na zdjęciu zobaczyłam kilka błędów-da się poprawić.Następne maki prawie gotowe,a dziś zaczęłam tańczącą cygankę.Jakoś mnie ostatnio ciągnie do malowania postaci,następny stopień trudności.Wystawa na Dzień Kobiet załatwiona,teraz jeszcze złożenie oferty i uzyskanie dotacji-a potem same przyjemności:plenery ,wystawy itd.Coraz bardziej mnie to wszystko męczy.2 lata może wytrzymam,potem się zbuntuję.
Wiosna puka do drzwi,coraz częściej myślę o wodzie,lesie,odludziu.Nie jest tam łatwe życie,brak wygód,uzależnienie od pogody-ale kiedy wychodzę wczesnym rankiem na brzeg,czuję się szczęśliwa .Nagrodą za wszystkie trudy jest powietrze,którym chce się oddychać,widoki,które zachwycają ,poczucie ,że jestem częścią przyrody.Miasto nie jest naszym naturalnym środowiskiem.Tu nie wiemy nawet,czy świeci księżyc,czy wieje wiatr,jesteśmy zamknięci w swoich bezpiecznych klatkach.Byle do wiosny.
Katedra wieczorem

Ulica w deszczu

Akt-do poprawki kolana

Maki-jeszcze kilka szczegółów,na razie mokra farba.

środa, 12 lutego 2014

Nie zawsze po różach

Zajrzałam na stronę Urzędu Miasta,okazało się,że ruszył już konkurs ofert.Ponad 20 stron do przeczytania,wypełnianie papierków,czego nie znoszę i o czym nie mam pojęcia.Wszyscy oczekują,że będzie dotacja,oczywiście nikt ręki do tego nie przyłoży.Na co mi to było,mogłam spokojnie zajmować się swoimi robótkami,malować i organizować swoje prywatne wystawy.Nikt i tak nie doceni moich starań.Załamałam się,czeka mnie chyba nieprzespana noc.
Ponarzekałam sobie,ale ja nie potrafię żyć bez pracy,tylko żeby to było coś,co lubię.Przez kilka dni malowałam jednocześnie 4 nowe obrazy i poprawiałam stare.Maczki na zamówienie-ta praca sprawiła mi dużą przyjemność.Nie lubię zamówień,ale lubię maczki.Dwa obrazy-dwie wersje zadania specjalnego,o którym na razie -cicho,sza.No i cały czas męczę się z gołą babą,bo podjęłam się ambitnie namalowania aktu  na wystawę z okazji Dnia Kobiet.Pocieszam się,że pierwszy raz jest zawsze trudny,powinnam więcej ćwiczyć rysunek.Ostatecznie mogę zamalować,jeśli nie wyjdzie,nikt mi nie kazał tego robić.Szydełkowanie sweterka posuwa się do przodu,ale trochę zaczyna mnie nudzić.Uszyłabym jakiś patchwork,ale nie chcę rozkładać maszyny i robić bałaganu.Jutro i w sobotę mam spotkania z koleżankami,a piątek zarezerwowany dla mojego Walentego.Zawsze urządzamy sobie taką imprezkę we dwoje.Niektórzy krytykują Walentynki-że to małpowanie zachodnich zwyczajów.Ja uważam,że to miłe święto-w przeciwieństwie do halloween,które dla mnie jest bez sensu.Menu już opracowane,same lekkie dania,żadnych słodyczy.Ostatnio dbamy o zdrowe odżywianie.
Zdjęć dziś mało,goła jeszcze nie gotowa,dwóch obrazków nie mogę pokazać-tajemnica,a sweterka zapomniałam sfotografować.
Moje maczki

Poprawiony kot z pleneru

Znalazłam taki stary obraz-zabawa z fakturą.Chyba nada się na wystawę?


piątek, 7 lutego 2014

Doba jest za krótka.

Sweterka szybko przybywa,ale musiałam odłożyć szydełkowanie-są ważniejsze sprawy.Wczoraj wernisaż członków Wło-Artu,małżeństwa-Eli i Henia.Zamiast tradycyjnych kwiatów dostali ode mnie koszyczek z papierowej wikliny z bukiecikiem polnych kwiatów,oczywiście własnej roboty.Przetrwają dłużej,niż żywe kwiaty.
Wracam z wernisażu,wchodzę do kuchni-a tu na stole czeka talerz gorącego,pachnącego rosołu.Mój mąż mnie zaskoczył,nie miałam czasu zrobić obiadu.Miłe są takie niespodzianki.
W marcu wystawa zbiorowa z okazji Dnia Kobiet.Mamy mało prac,trzeba wziąć się do roboty.Mam jeden portret,a dziś zaczęłam akt-pierwszy w życiu,nigdy nie malowałam takich tematów.Zobaczymy,co wyjdzie.Poza tym mam jedno zamówienie ekstra,to zadanie specjalne.Na razie nie zdradzam tajemnicy.
Już mam tyle sweterka.

Koszyczek z papierowej wikliny,kwiaty z krepiny.

Słoneczniki prawie gotowe,jeszcze kilka poprawek.

wtorek, 4 lutego 2014

Nasi bracia mniejsi 1.

Patrzę przez okno na ptaki kłębiące się wokół porcji pokarmu,którą ktoś jak zwykle wysypał na ziemię i zastanawiam się -kto wymyślił powiedzenie"wolny jak ptak"?Dziękuję za taką wolność.W zimie-zziębnięte ,przymierające głodem.Wiosną-przywiązane do gniazda(przynajmniej samice),bo trzeba wysiedzieć jajka.Potem ganianie za pożywieniem dla piskląt- głodomorów,które nigdy nie mają dość. Pod koniec lata te,które mają odlecieć,trenują przed podróżą.Wreszcie długi ,męczący lot w jedną ,a potem w drugą stronę.A te,które zostają na zimę,znów cierpią głód i chłód.Nie chciałabym być ptakiem.
Podczas letniej włóczęgi po wodach i lasach obserwuję różne ptaki,przede wszystkim wodne.Najbardziej chyba popularne są kaczki.Dawniej myślałam,że są to po prostu dzikie kaczki.Tymczasem jest ich kilka odmian.Najczęściej spotykane to krzyżówki.Ale są jeszcze cyranki,głowienki,rdzawogłowe-i inne,nie znam nawet nazw.Niektóre potrafią nurkować i mogą dość długo przebywać pod wodą.Ich młode są bardzo zwinne i zabawne,można im się przyglądać godzinami.Do tego niesforne to są dzieci, nieposłuszne,nie trzymają się blisko matki.Często jakiś urwis gdzieś się zawieruszy,a potem z wielkim piskiem wiosłuje małymi łapkami z całej siły,żeby dogonić resztę. Zupełnie inaczej zachowują się małe łabędzie-tu panuje porządek i dyscyplina.Młode karnie ustawiają się w rzędzie i płyną za matką,a ojciec z tyłu ubezpiecza.Zupełnie małe pisklęta często podróżują na grzbiecie mamy.Kiedy pisklęta podrosną,ojciec czasami bierze sobie wolne,ale po pewnym czasie wraca.Łabędzie rodziny mają swoje rewiry.Kiedy pojawia się obcy,jest przepędzany.Samiec stroszy pióra,unosi skrzydła i goni intruza,a ten chyba dobrze wie,że nie ma prawa tu przebywać,ucieka jak niepyszny.Nie widziałam nigdy bójki miedzy łabędziami,ale podobno potrafią być bardzo agresywne.Nie boją się ludzi,szczególnie tam,gdzie jest dużo łodzi i dostają coś do jedzenia.Wypływają na spotkanie żaglówek i odprowadzają je jak eskorta.Potrafią stukać dziobem w burtę i domagać się poczęstunku albo wsadzać łeb do kokpitu.Zresztą i kaczki w tych miejscach,gdzie często przebywają ludzie,robią się zuchwałe.Niechętnie schodzą z brzegu,kiedy chce się przycumować.podpływają zupełnie blisko,wchodzą nawet na puste łódki i urządzają sobie tam nocleg.
Kiedyś byłam świadkiem zabawnego zdarzenia.Kaczka siedziała na pomoście i czyściła sobie piórka,można powiedzieć,że"mizdrzyła się".Podpłynęła grupka innych kaczek,zaczęły głośno kwakać,wyglądało to na jakieś obelgi w kaczym języku,były wyraźnie wrogo nastawione,szczególnie jedna .Po pewnym czasie ta z pomostu zeskoczyła ,dziobnęła parę razy w głowę te najbardziej pyskatą,potem spokojnie wróciła na pomost i dalej czesała sobie piórka.A tamte odpłynęły,widać zrozumiały,kto tu rządzi.
Kiedyś spędziliśmy kilka dni w zatoce,w której zadomowiła się rodzina perkozów,tzn,matka z czwórką młodych,już dość dużych.Przez całe dnie było słychać przeraźliwe piski, małe były ciągle głodne.Mama perkozowa bez przerwy nurkowała za rybami,a gdy tylko coś wyłowiła,któryś z maluchów dosłownie wyrywał jej zdobycz z dzioba,Szczególnie jeden, najmniejszy,był najbardziej żarłoczny. Zmęczyły nas tym ciągłym piskiem,z ulgą stamtąd odpływaliśmy.
Miałam w komputerze dużo zdjęć ptaków,niestety straciłam je razem z dyskiem.Poniżej rodzina kaczek nurkujących.

niedziela, 2 lutego 2014

Freeform

Maszyna do szycia odpoczywa.Mam jeszcze wiele pomysłów i materiałów,ale przyda się mała odmiana.Wyciągnęłam resztki włóczki,posegregowałam.Okazało się,że najwięcej jest różnych odcieni niebieskiego,to mój ulubiony kolor.Najlepszą metodą wykorzystania nawet najmniejszych resztek jest freeform.Ciekawa,twórcza technika,komponuje się wzór w czasie pracy.Jakoś ostatnio nudzą mnie gotowe wzory.Będzie nowy sweter,na razie tyle zrobiłam.


A to dawniej  wykonane tą techniką swetry.